- Drukuj
- 04 mar 2010
- Ratownictwo medyczne
Ratownictwem medycznym łata się dziury w systemie podstawowej opieki zdrowotnej - twierdzi krajowy konsultant w dziedzinie medycyny ratunkowej.
Prof. Juliusz Jakubaszko, konsultant krajowy w dziedzinie ratownictwa medycznego, podaje dane, z których wynka, że w Polsce jeden ambulans przypada na 24 tys. ludzi (średnia europejska to jedna karetka na 100 tys. osób). Liczba ambulansów wzrosła znacznie, gdy w 2000 r. resort zdrowia podjął decyzję o konieczności odnowienia całego starego taboru (został już wymieniony w 90 proc.).
Zdaniem prof. Jakubaszko problem tkwi w tym, że nie są one wykorzystywane tylko dla celów ratownictwa medycznego, a służą do łatania dziur w nieudolnym systemie podstawowej opieki zdrowotnej.
– Ponieważ pacjenci nie mogą się dostać do wielu specjalistów, wolą wezwać pogotowie. Karetki zamieniają się więc w przychodnie na kółkach. Zamiast jeździć do chorych z zawałami serca, udarem mózgu czy do ofiar wypadków, zespoły ratowników i lekarzy jeżdżą do przypadków biegunek, bóli menstruacyjnych – mówi Gazecie Wrocławskiej krajowy konsultant w dziedzinie medycyny ratunkowej.
W podobnym tonie wypowiadał się wcześniej dla Rynku Zdrowia prof. Jerzy Karski, były konsultant krajowy w dziedzinie medycyny ratunkowej.
– Mamy jeden z najwyższych w Europie wskaźników liczby karetek w stosunku do ilości mieszkańców. Liczba dyżurujących ambulansów jest nawet wyższa niż zakładają to normy obowiązujące w krajach „starej” Unii. Nawet w tak bogatym państwie jak Niemcy nie ma takiej liczby zespołów. Karetki są źle wykorzystane. Pozostają w stałej gotowości, a mimo to ambulansów brakuje. Dzieje się tak właśnie m.in. dlatego, że ich zespoły wykonują inne zadania niż te przewidziane dla systemu ratownictwa – podkreślał prof. Karski.
W opinii obu specjalistów, zamiast inwestować w kolejne ambulanse, lepiej skupić się na tworzeniu kolejnych SOR-ów oraz dofinansowaniu już istniejących. Obecnie jeden SOR przynosi od 1,5 do 3 mln zł strat rocznie.
Facebook - Lubię To: |
|